1. Samar.plSamar.pl
  2. Wiadomości Wiadomości
  3. Mój rower elektryczny. To program ekologiczny czy zdrowotny?
Wiadomości

Mój rower elektryczny. To program ekologiczny czy zdrowotny?

Autor: Paweł Janas

Paweł Janas

5 min

Ogłoszony niedawno przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) program dopłat do zakupu rowerów elektrycznych ma wpłynąć na zmniejszenie szkodliwych dla środowiska emisji. Ale dlaczego dofinansowaniem mają zostać objęte tylko rowery z wtyczką? Mamy odpowiedź Funduszu.
Zobacz także Leasing 2024: mocny wzrost w autach osobowych, spadek w ciężarowych „NaszEauto” zastąpi „Mojego elektryka”': nowy program dopłat do aut elektrycznych Dopłaty do elektryków tylko dla osób fizycznych – branża alarmuje o błędach programu
© Photo by Tower Electric Bikes on Unsplash

Ogłoszony w 2021 roku w szczycie pandemii program dopłat do zakupu/leasingu/wynajmu samochodów elektrycznych pod nazwą „Mój elektryk” cieszy się tak dużym zainteresowaniem (głównie ze strony firm), że będące w dyspozycji NFOŚiGW pieniądze są już niemal na wyczerpaniu. W oczekiwaniu na ostateczną zgodę Unii Europejskiej na przeznaczenie potężnej (1,6 mld zł) puli środków z KPO na kolejne dopłaty do elektryków, rząd postanowił wesprzeć na razie miłośników elektrycznych… rowerów. Niedawno Fundusz skierował do konsultacji publicznych projekt dofinansowania ich zakupu pod nazwą „Mój rower elektryczny”.

– Celem programu jest uniknięcie niskiej emisji poprzez dofinansowanie inwestycji polegających na obniżeniu zużycia paliw emisyjnych w transporcie, rozwoju dobrych praktyk transportowych oraz zdrowego trybu życia wśród uczestników ruchu poprzez wsparcie zakupu rowerów elektrycznych i wózków elektrycznych – poinformował NFOŚiGW.

Darmowy newsletter
Najświeższe informacje, raporty i analizy z branży motoryzacyjnej. Bądź na bieżąco każdego dnia.
Nieprawidłowy adres e-mail
brak spamu bez opłat

Na realizację zakładanych celów ekologicznych (zmniejszanie emisji CO2, pyłów czy tlenków azotu) rządowy Fundusz zamierza przeznaczyć kwotę do 300 mln zł bezzwrotnych dotacji. Z publicznych środków będzie można dofinansować zakup (ale już nie leasing) nowego pojazdu. W przypadku roweru jego nabywca może liczyć na subsydiowanie do 50 proc. tzw. kosztów kwalifikowanych, nie więcej jednak niż 5 tys. złotych.

W przypadku roweru elektrycznego transportowego (cargo) oraz wózka rowerowego – dofinansowanie wyniesie także maksymalnie 50 proc. kosztów kwalifikowanych, lecz nie więcej niż 9 tys. zł. Jak podaje NFOŚiGW, stopień realizacji programu mierzony za pomocą „wskaźnika osiągnięcia celu” zakłada dofinansowanie co najmniej 46 667 sztuk pojazdów. Program ma być realizowany w latach 2025-2029. 

Powody dla których zdecydowano się na dopłaty do elektrycznych rowerów wydają się być na pierwszy rzut oka dobrze umotywowane. Od razu jednak powstaje kluczowa wątpliwość. Czy rowery na prąd są bardziej zeroemisyjne niż te w 100 proc. napędzane siłą naszych mięśni, a których zakup nie zostanie wsparty publicznymi pieniędzmi. Pytanie w tej sprawie skierowaliśmy do Funduszu.

- Pomysł dopłat do rowerów elektrycznych wynika ze zgłaszanego zapotrzebowania przez osoby fizyczne, które z różnych względów (np. zdrowotnych) nie mogą korzystać z rowerów tradycyjnych, natomiast brak wystarczających połączeń publicznej komunikacji zbiorowej powoduje konieczność dojazdu samochodem. W związku z tym chcielibyśmy, aby osoby, które mogą skorzystać z rowerów, przesiadły się z samochodów na jednoślad – odpowiedziała nam Magdalena Skłodowska, rzeczniczka prasowa NFOŚiGW. 

Jak zaznaczyła, rower z napędem elektrycznym w znacznym stopniu ułatwiłby dojazd np. w trudniejszym terenie. - Poza tym chcieliśmy przenieść dobre nawyki z innych krajów, jak np. Holandii, gdzie rower jest popularnym środkiem komunikacji. Oczywiście rower elektryczny nie jest bardziej zeroemisyjny niż napędzany wyłącznie siłą mięśni rowerzysty, jednakże znaczna część osób, jak np. osoby starsze czy po urazach, nie może korzystać z roweru tradycyjnego i w związku z tym chcemy ułatwić zakup roweru z napędem elektrycznym, który pozwala na dłuższą jazdę oraz znacznie wspomaga podjazdy po stromych terenach, a także minimalizuje wysiłek rowerzysty i skraca czas podróży – przekonuje Magdalena Skłodowska. 

Konsultacje publiczne programu „Mój rower elektryczny” trwają od 4 do 18 lipca.

Paweł Janas

***

Komentarz: Dariusz Balcerzyk, samar.pl 

“Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!” To słynne (choć fałszywie przypisywane królowej Francji, Marii Antoninie) powiedzenie przyszło mi złośliwie na myśl, gdy przeczytałem ckliwe uzasadnienie przedstawicieli Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dla wydania 300 mln zł na dofinansowanie zakupu rowerów elektrycznych. 

Na pierwszy rzut oka brzmi ono bardzo szlachetnie. Pomysłodawcy dopłat pochylają się z troską nad losem ludzi („osób fizycznych” w urzędowej nomenklaturze), którzy „z różnych względów (np. zdrowotnych) nie mogą korzystać z rowerów tradycyjnych, natomiast brak wystarczających połączeń publicznej komunikacji zbiorowej powoduje konieczność dojazdu samochodem... chcielibyśmy, aby osoby, które mogą skorzystać z rowerów, przesiadły się z samochodów na jednoślad”.

Jednocześnie: „znaczna część osób, jak np. osoby starsze czy po urazach, nie może korzystać z roweru tradycyjnego i w związku z tym chcemy ułatwić zakup roweru z napędem elektrycznym, który pozwala na dłuższą jazdę oraz znacznie wspomaga podjazdy po stromych terenach, a także minimalizuje wysiłek rowerzysty i skraca czas podróży”.

To wzruszająca troska urzędników o obywateli (osoby fizyczne). Jesteś starszy, schorowany, nie masz siły? Nic to, zakup roweru elektrycznego zmieni Twoje życie na lepsze albo przynajmniej poprawi Ci nastrój. Nie stać cię? Skorzystaj z dopłaty.

Musisz tylko mieć „udział własny”, co najmniej na poziomie 1,5-2 tys. zł, bo ceny rowerów elektrycznych zaczynają się od około 3 tys. zł. Sądząc po reklamach „tanich rowerów elektrycznych” w Internecie, pojęcie to obejmuje bicykle kosztujące 3, 4, 5, 6 a nawet 7 tys. zł.

Odnoszę nieodparte wrażenie, że pomysł na dopłaty ma stosunkowo tanim kosztem zastąpić poważne prospołeczne działania. A może jednak lepiej byłoby przywrócić lub rozwinąć „wystarczające połączenia publicznej komunikacji zbiorowej”, z której korzystaliby nie tylko miłośnicy „dwóch kółek”?! A może, o zgrozo, należałoby zorganizować lepszą opiekę rehabilitacyjną dla osób starszych i po urazach?!

(Swoją drogą, trzeba dużej dozy wyobraźni, aby połączyć „osoby starsze czy po urazach” z dłuższą jazdą rowerem i podjazdami po stromych terenach). Dość osobliwie w tym kontekście brzmi wsparcie dla nabywców transportowych rowerów elektrycznych (cargo) i wózków rowerowych. To chyba jednak całkiem inna kategoria klientów? 

Argument o zmniejszaniu wysiłku rowerzysty też nie do końca jest trafny, bo właśnie wysiłek włożony w pedałowanie jest tym, co sprawia, że rowerzysta utrzymuje kondycję. Powołanie się na Holandię to kolejny przykład skrzywionego postrzegania rzeczywistości: może w tym kontekście lepiej byłoby wpierw zadbać o bezpieczne ścieżki rowerowe (budowa bezpiecznej infrastruktury!), bo proponowanie (szczególnie w mniejszych miastach czy na wsi) „osobom fizycznym” jazdy publicznymi drogami jest narażaniem ich na bliskie spotkania z samochodami. A to zwykle nie kończy się dobrze dla rowerzysty, nawet w przypadku nieemisyjnego samochodu elektrycznego.

Cóż, Państwo nie może (nie umie, nie chce?) zaspokoić podstawowych potrzeb zdrowotnych obywateli (osób fizycznych)?! Niech zatem obywatele kupią sobie ciastka… znaczy rowery elektryczne. I to w zasadzie za własne pieniądze, bo tylko pieniędzmi od obywateli, którzy płacą podatki, dysponuje Fundusz. 

Autorzy

Tagi

Udostępnij

Następne publikacje

Przeczytaj także

Powiązane publikacje na podstawie kategorii i tagów